Zastanawiała się, czy za nią wybiegnie. Jakby to miało jakikolwiek sens, jakby była najmniejsza szansa, że Aylar z nim porozmawia. Szybko do niej dotarło, że tego nie zrobi – jasno określiła, jakie stosunki będą ich dzielić. Nie miała złudzeń, że Anders da sobie wmówić, że ją z kimś pomylił, że ta Aylar i jego Aylar to dwie zupełnie różne osoby. Nie tylko z powodu zmian, jakie mogły zajść odkąd stracili kontakt. Z łatwością mógł się zorientować, że coś w niej uległo przeobrażeniu i to nie w tę stronę, która mogła sprzyjać ich relacji. Linge natomiast nie chciała niczego widzieć, chciała przez jak najdłuższy czas udawać, że Anders nie istnieje, albo przynajmniej traktować go jako zupełnie obcą osobą, z którą nie chce utrzymywać bliższych kontaktów.
Wierzyła, że będzie to łatwiejsze, niż się wydaje.
Można powiedzieć, że Aylar niezbyt pomyliła się w kwestii odczuć Andersa. Po szoku, jaki nastąpił, gdy zorientował się, że już dane mu było poznać nową członkinię ich sztabu, miał nieodpartą potrzebę przytulenia jej. Podejścia i zamknięcia w żelaznym uścisku, by już nigdy mu się nie wymknęła. Jej słowa były policzkiem, który piekł go z każdą minutą coraz mocniej. Dwoma słowami zburzyła jego dzieciństwo, przekreśliła ich dzieciństwo.
Chciał podejść, zapytać dlaczego; dowiedzieć się, co wydarzyło się w jej życiu przez te dziesięć lat. Dziesięć lat, w przeciągu których – musiał to przyznać przed samym sobą – zdążył o niej zapomnieć. Wiedział, że swój związek ze skokami narciarskimi zawdzięcza wujowi i jej, jednak przyjaciółka z dzieciństwa przestała mieć już takie znaczenie. Po tym, jak go zostawiła, skupił się na swoim świecie, by nie dopuścić do jego zrujnowania. Wtedy bowiem niewiele go od tego dzieliło.
Widok dorosłej, poważnej kobiety mocno kolidował z obrazem Aylar, jaki pozostał w zakamarkach jego pamięci. Anders nie przeczył, że obie wersje były do siebie podobne, inaczej nie byłby w stanie rozpoznać Linge. Jednak sam fakt, że nie była ona już dzieckiem znacząco wpływał na jej wygląd. Na dodatek ten poważny wyraz twarzy, wymuszone uśmiechy – jak na dłoni było widoczne, jak się męczy. Nietrudno się było dowiedzieć, dlaczego znalazła się w tym miejscu. Anders musiał przyznać, że pomysł Severina, by umieścić swoją dziewczynę w sztabie przeciwników był co najmniej niedorzeczny. Samo sprowadzanie jej bezpośrednio do świata skoków wydawało się nieprzemyślane. Z drugiej strony chyba był mu wdzięczny za takie postępowanie. Gdyby nie on, prawdopodobnie nigdy nie ujrzałby już Aylar.
Długo zastanawiał się, dlaczego Linge postanowili wyjechać. Przez kilka tygodni w tajemnicy przed rodzicami chodził z bratem pod ich dom, niekiedy nawet rzucali małymi kamykami w okno w pokoju Aylar. Każdorazowo odpowiadała im głucha cisza, która raniła trzynastoletnie serca. Sporo czasu upłynęło nim Anders zdołał się pogodzić z jej odejściem. Przysięgali sobie, że będą przyjaciółmi do końca swoich dni, a jej ojciec postanowił zrujnować tę przyszłość – za to młody Fannemel go znienawidził. I nienawidzi wciąż, choć odczucia te zostały przez lata zepchnięte na krańce pamięci. Widok Aylar obudził w nim dawne uczucia, które dostały za towarzysza spotęgowany gniew, że ktokolwiek mógł pozwolić zmienić się tej dziewczynie.
Nie słuchał kolegów z drużyny, gdy ci usiłowali dociekać, dlaczego jego zachowanie tak diametralnie się zmieniło. Trenera zbywał półsłówkami choć wiedział, że na długo to nie wystarczy. Jego zbolałych spojrzeń co rusz kierowanych w stronę nowego członka sztabu nie dało się nie zauważyć. Jej zdawała się ta sztuka jednak udawać, albo umiejętności aktorskie opanowała do perfekcji.
Wiedział, że kiedyś nie wytrzyma i nastąpi apogeum jego goryczy, którą wyleje albo na sprawczynię całego zamieszania, albo na postronnych obserwatorów. Nastąpiło to w Kuusamo mniej więcej na dwie godziny przed oficjalnym treningiem. Rune delikatnie zasugerował mu, że panna Linge notorycznie się w niego wpatruje, jednak każdorazowo udaje się jej uniknąć jego wzroku. Dla Andersa był to niezbity dowód, że Aylar nie ma odwagi do niego podejść. Nie zwlekał dłużej i pomaszerował do jej hotelowego pokoju. Zapukał, nie chcąc zastać jej w jakiejś niezręcznej sytuacji. Gdy tylko otworzyła drzwi, wyminął ją i stanął na środku pomieszczenia ze skrzyżowanymi na piersi rękoma oraz wyczekującym wyrazem twarzy.
Linge zdezorientowana zamknęła drzwi i z zaciśniętymi wargami zaczęła wpatrywać się w swojego gościa. Nie wiedziała, czego się może po nim spodziewać. Pamiętała go jako bezkompromisowego, nieco bezczelnego chłopaczka, który – gdy tylko coś mu się nie podobało – ukazywał to na wszelkie możliwe sposoby, od werbalnych poczynając. Dlatego zamierzała milczeć, a swoje zachowanie dostosować do działań Fannemela. Ten jednak zdawał się myśleć podobnie, albo zwyczajnie łudził się, że Aylar zacznie mu wyjaśniać wszystko, co uważa za stosowne. Problem w takim wypadku polegał na fakcie, że Norweżka nie uważała, by coś takiego w ogóle było istotne.
— Więc nie masz mi nic do powiedzenia? - Przerwał ciążącą im obojgu ciszę.
— Dlaczego miałabym?
Zrobiła nieco prowokujący krok w jego stronę. Prychnął, kręcąc głową z politowaniem.
— Kiedyś się przyjaźniliśmy.
— Byliśmy dziećmi. - Wzruszyła ramionami. Anders starał się nie pokazywać, że zabolał go ten gest. Nawet nie podejrzewał, że ich niedoszła przyjaźń była dla niej tak mało ważna. Sam również miał to zaniedbanie na sumieniu, z momentem kiedy jej postać stała się tylko mglistym wspomnieniem.
— A to coś w ogóle zmienia? Cholera – zaklął i przetarł dłonią oczy, jakby nie potrafił ubrać swoich myśli w słowa. - Dlaczego w ogóle wyjechaliście?
— Mama zmarła, a tata uważał, że to nasza wina. Teraz możesz już wyjść – odpowiedziała chłodno. Odsunęła się i wskazała ręką drzwi. Nie chciała być niemiła, ale nie mogła sobie pozwolić na jakikolwiek powrót do przeszłości. Długo starała się ruszyć z miejsca, zacząć żyć swoim życiem, a nie tym, które dyktowali jej inni. Jedyne, czego potrzebowała w tamtym momencie to spokój i Severin, jako nieodzowny towarzysz. Reszta była tylko zbędnymi dodatkami, albo wręcz balastami.
Nie chciała myśleć o przeszłości. Nie mogła. To zniszczyłoby wszystko, jakąkolwiek namiastkę normalności.
— Jak to uważał, że to nasza wina? Kogo? - Był nie tyle, co zaskoczony, ile mocno zdezorientowany. Po ojcu Aylar mógł się spodziewać wszystkiego, wiedział, że cały ten wyjazd był tylko i wyłącznie jego zasługą, jednak oficjalny powód wydał mu się irracjonalny. Oni przecież tylko siedzieli z tyłu samochodu, rozmawiali, nie przeszkadzali. To nie dzieci były winne wypadkowi, a kierowca, który jechał z naprzeciwka.
Westchnęła zniecierpliwiona.
— Moja i twoja.
— Ale… - zaczął. - Dobra, nieważne - westchnął. - Gdzie cię w ogóle wywiózł? Dlaczego się nie odzywałaś?
— Nieistotne. I nieistotne – odpowiedziała, licząc na palcach kolejne pytania. - Wyjdź już. Poważnie mówię.
— O co ci chodzi? Dlaczego nieistotne? - Zrobił krok w jej stronę.
— Bo to nie jest już twój interes.
— Jest. Zawsze będzie. Aylar, przyjaźniliśmy się. - Chciał wyciągnąć w jej kierunku rękę, jednak gdy tylko nią poruszył, Norweżka odruchowo cofnęła się.
— Boże! Byliśmy wtedy dziećmi. Ile razy mam ci to powtarzać? - krzyknęła, podnosząc ręce w geście zniecierpliwienia.
— Może i dziećmi, ale i tak chciałem cię odnaleźć. Byłaś dla mnie ważna!
— Byłam! Czas przeszły, jakbyś nie zauważył. Poza tym, gdybyś chciał mnie odnaleźć to byś to zrobił.
Anders doskonale słyszał wyrzut w jej głosie.
— Byłem tylko dzieckiem, jak miałem to niby zrobić?
— O, to teraz wiek jest twoim argumentem? - Przewróciła oczami. Nie chciała kontynuować tej rozmowy ani minuty dłużej. Do niczego dobrego to nie miało prawa prowadzić. Oboje z Andersem mieli swoje życie, nie powinni rozpamiętywać przeszłości.
— Nie odwracaj kota ogonem. Nie widzisz, że zależy mi by wszystko odbudować?
— Nie ma z czego odbudowywać. Ja mam swoje życie, ty masz swoje. Tyle.
— Jasne – prychnął. - Zapomnijmy o dzieciństwie. W końcu powinniśmy mieć już swoje własne dzieci, nie? - pokręcił głową z politowaniem i wyminął Aylar.
— Nie masz prawa mnie oceniać! - krzyknęła. Anders spojrzał na nią z zaskoczeniem.
— O co ci znowu chodzi? - warknął. Nie rozumiał.
— Nie traktuj mnie, jak coś gorszego! - Nie patrzyła na niego. Nie potrafiła. Zbyt wiele wspomnień przywołał kilkoma niefortunnymi słowami. Chciała się bronić, choć nie do końca wiedziała przed czym. Przed poczuciem winy? Przed karą? Za co? Nie zrobiła nic na tyle złego, by cierpieć z tego powodu. A jednak czuła ból, który chciała wykrzyczeć całemu światu. Chciała, lecz nie mogła.
— Hej, hej! Co się dzieje?
Zaalarmowany krzykami Tom stanął obok wejścia do pokoju Aylar. Wpatrywał się z wyczekiwaniem w milczącą dwójkę, jednak żadne z nich nie kwapiło się, aby wyjaśnić mu tę sytuację. Anders ze wzrokiem utkwionym w Norweżkę, ona swój ulokowała na podłodze.
Fannemel po chwili wyciągnął rękę w kierunku Aylar i po raz kolejny w ciągu tych kilkunastu minut ich niewybrednej wymiany zdań, cofnął ją. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Był rozżalony. Rozumiał, że ich więź miała prawo ulecieć, jednak nie wierzył, iż nie dałoby się jej odbudować. Zbyt wiele niegdyś znaczyli dla siebie nawzajem, żeby nawet nie dać sobie szansy na porozumienie. Choćby zwykłe przypominanie sobie minionych lat. Byleby nie skreślić czegoś, co niegdyś było dla nich tak ważne.
— Nic. Małe… - Uśmiechnął się ironicznie. - Nieporozumienie.
Drzwi z hukiem zatrzasnęły się za Andersem. Hilde patrzył zdezorientowany to na odchodzącego kolegę reprezentacyjnego, to na wejście do pokoju Linge. Usłyszał, jak coś wewnątrz rozbijane jest o ścianę. Cofnął się. Wolał nie wtrącać się w nieswoje sprawy. Był przekonany, że tamta dwójka znała się już wcześniej, a każdy sam powinien rozliczać się ze swojej przeszłości. Więc odszedł w swoją stronę. Ignorując płacz zza drzwi.
Każdy dzień zdawał się dla Linge wyglądać tak samo, niezależnie od rodzaju wykonywanych przez nią obowiązków czy miejsca pobytu. Każda czynność była mechaniczna. Nawet w czasie najbardziej nerwowych momentów Aylar nie wykazywała żadnych emocji. Przynajmniej nie na tyle wyraźnie, by postronny obserwator mógł coś zauważyć. Starała się ukrywać targające nią myśli, zabezpieczyć przed niepotrzebnym zainteresowaniem osób trzecich. Gdy tylko mogła, zamykała się w swoim hotelowym pokoju i otwierała tylko wtedy, gdy dobijał się do niej sam trener. Wiedziała, że uwadze Stoeckla nie umknęło jej dziwne zachowanie. Mogła tylko mieć nadzieję, że wysnuł błędne wnioski i nikogo nie zaalarmował o jej stanie. Nie potrzebowała opieki. Potrzebowała spokoju. I Severina.
Starała się nie przeszkadzać Severinowi, jednak potęgująca potrzeba bliskości jego osoby popychała ją do ciągłego wybierania jego numeru, albo do wycieczek do sztabu reprezentacyjnego Niemiec. Nie rozmawiali, jedynie delektowali się swoim towarzystwem. Otoczeni ciszą i niedopowiedzeniami, o których nienaumyślnie przypomniał Aylar Anders. O to miała do niego największy żal, o to była na niego zła. Wypowiedział się na temat, o którym nie miał najmniejszego pojęcia i nigdy go mieć nie będzie, bowiem Linge nie zamierzała stykać się ze swoją przeszłością dłużej, niż to było konieczne.
Anders był jednym z niewielu pozytywnych wspomnień, jakie miała z dzieciństwa. Nie mogła temu zaprzeczyć. Gdyby nie wiązały się one jednocześnie z tymi najgorszymi, nie wahałaby się i z radością przyjęła propozycję ponownego poznania się nawzajem. Jej rany jednak były zbyt głębokie, a jeśli zagojone – to wciąż jeszcze różowawe. Nie mogła sobie pozwolić na ich rozdarcie; należało chronić te, które jeszcze się trzymają.
Wypadek, który miał miejsce dziesięć lat temu odebrał jej więcej niż matkę. Odebrał jej dzieciństwo, przeszłość. W nagrodę obdarował ją jedynie apodyktycznym ojcem, węszącym wszędzie knowania przeciwko jego osobie. Fioletowe prezenty na różnych częściach ciała już wcześniej były dla niej codziennością, jednak nadszedł moment, kiedy nie było nikogo, do kogo mogłaby uciec. Na nic zdały się krzyki trzynastoletniej dziewczynki, gdy siłą pakowana była do samochodu. Nie wiedziała, gdzie jadą. Ojciec powtarzał tylko, że naprawi. Że ją naprawi. Jakby Aylar już wtedy była zepsuta.
Oslo to dla Linge mieszkanie, szkoła i kilka ulic. Nie poznała nic więcej, bowiem każda próba kończyła się krzykami, wyzwiskami i kolejnymi śladami na ciele. Nawet w ich nowym mieszkaniu nieobce jej były zakazy, jak choćby ten uniemożliwiający jej choćby zapukanie w drzwi do sypialni ojca. Jej dnie ograniczały się do książek różnej maści, dbania o dom i ich wyżywienie oraz obserwacji rzeczywistości za oknem. Opisywała ludzi; rozmyślała, kim mogą być. Zastępowała sobie w ten sposób bezpośrednie kontakty z innymi. W szkole uważali ją za dziwaczną; uczniowie unikali jej, a on ich. Czuła się obco. Bez wsparcia po śmierci matki, egzystując w rzeczywistości wyzbytej z czułości. Dostosowała się do rygoru ojca. Nie buntowała się. Nie miała dla kogo.
Jej uległość nie sprawiła jednak, że Aylar mniej nienawidziła swojej sytuacji, swojego ojca. Jedyne, o czym marzyła to ucieczka. Dokądkolwiek, byleby jak najdalej od człowieka, który udając ratunek niszczył każdorazowo coraz bardziej. Linge była przekonana, że gdyby nie wyjazd na studia do Berlina, jej życie byłoby warte określenia mianem tylko egzystencji.
Severin w pierwszym odruchu przytulił do siebie Aylar. Jej podkrążone oczy, pusty wzrok nie wróżyły niczego dobrego. Zamknął kopniakiem drzwi i poprowadził Linge w pobliże łóżka, na którym ona po chwili usiadła. Cały czas trzymała go za rękę, jakby bała się, że zaraz ucieknie. Położyła się, nogi zostawiając zwisające na zewnątrz, i pociągnęła Severina w swoją stronę. Pozwolił się jej wtulić w siebie, zezwolił na cichy szloch. O nic nie pytał, choć ponownie był wściekły, że nie potrafi jej pomóc.
Każda łza Aylar była dla niego jak pewnego rodzaju ostrze, powoli wbijające się w niego samego i pomiędzy ich dwójkę. Każda chwila milczenia, każde zduszone słowo budowało niewidzialną ścianę. Dłońmi szukał choćby najmniejszego pęknięcia, by móc uderzyć w nie i rozbić przeszkodę już na zawsze. Do tej pory jednak nie napotkał nawet rysy. Nawet jednej wskazówki. Nawet jednego słowa. Aylar milczała, a jego wyniszczała bezradność.
— Aylar… - zaczął szeptem. Dziewczyna drgnęła, a jej pięści mocniej zacisnęły się na koszulce Niemca. Westchnął ciężko. - Proszę cię, powiedz mi, co się dzieje.
— Nie. Nic się nie dzieje. Na prawdę.
Jej ton był obdarty ze wszelkich emocji. Severin nie wiedział, czy do swoich słów chce przekonać jego, czy siebie samą. Kochał ją, ale jak nikt Aylar wyniszczała go. Wierzył, że i ona kocha jego, ale nigdy nie dostał zapewnienia. Zdarzało mu się sądzić, że jest jej potrzebny tylko jako towarzysz, który nie wymusza na niej spowiedzi, który zawsze jest i o nic nie prosi w zamian. Nie miał nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy do momentu, kiedy jego ukochana zaczynała marnieć w oczach, a on nie był w stanie nic zrobić. Mógł się starać, ale każdorazowo kończyło się to fiaskiem.
Wyjawienie swojej przeszłości Severinowi było jedną z najtrudniejszych prób, jakim Aylar została poddana w ich związku. Niemiec wierzył, że od tej pory nie będzie pomiędzy nimi tak dużych tajemnic. Obdarowała go zaufaniem, który jednak po czasie okazał się być tylko połowicznym. Zdradzała to, co było konieczne. Z całą resztą walczyła sama, niszcząc zarówno siebie, jak i Severina. Ale Freund kochał ją taką właśnie, niezależnie jak bardzo nie mógł znieść tej ciszy pomiędzy nimi. Akceptował ją, bo doskonale wiedział, na co się pisze.
Ale wciąż próbował. To była jego Aylar, a on nie mógł pozwolić by tak się męczyła.
Ligne nie miała jednak najmniejszego zamiaru zdradzać swojemu narzeczonemu powodu smutku. Musiałaby wyznać historię jej i Fannemela. Historię, która na zawsze miała pozostać w przeszłości. Tam żyć swoim pięknym życiem, nieskażonym przyszłością, zawodami i kłamstwami. Anders miał rację – byli dla siebie ważni, jednak jej zależało na podtrzymaniu czasu przeszłego w tym zdaniu. Chciała czy nie, nawet ta część jej życia była nierozerwalnie powiązania z najtrudniejszym okresem, jaki dane jej było przeżyć. Dlatego powinna pozostać tam, gdzie była. Zakończona w dniu, kiedy wszystko się zmieniło.
Zachowania Aylar było w głównej mierze powiązane ze strachem. Strachem przed pomieszaniem jej teraźniejszości z przeszłością. Tym, że nawet najlepsze minione momenty mogą przynieść ze sobą te, o których wolała już nigdy nie pamiętać. Tęsknota do dawnej beztroski ciągnęła za sobą niepewność, jak mogłaby wyglądać po tylu latach, w tej rzeczywistości narażonej na ataki z różnych stron. Linge była cieniem dziewczynki, którą Anders pamiętał; cieniem kobiety, którą chciała się stać. Pozostała jej jedynie walka o stworzenie czegoś równie dobrego, choć wcześniej mocno pokiereszowanego.
Strachem przed wyjawieniem najciemniejszych sekretów. Jednocześnie potrzebowała przyjaciela i była to ostatnia osoba, którą powinna mieć w swoim życiu. Pragnienie krzyku wiązało się ściśle z pragnieniem milczenia. Severin nie wymuszał na niej odpowiedzi na każde pytanie; doskonale wiedział, że ona tego nie chce. Choć próbował, wielokrotnie, jakby łudząc się, że w końcu uda się mu do niej dotrzeć. Bliższa znajomość z Fannemelem byłaby o tyle ryzykowna, że on nie miałby takich zahamowań. Niezależnie od tego, jak bardzo się zmienił, w imię dawnej przyjaźni nie pozwoliłby jej zachować dla siebie swoich demonów. Już wtedy nie pozwalał, ze szczerą wzajemnością. Przez przypadek podczas ich pierwszej rozmowy od dziesięciu lat zmusił Aylar do krzyku. Bezwiednie dotknął tych elementów, jej życia, które sprawiały ból. W tym fragmentu, o którym nie wspomniała nikomu, o którym nikt nie powinien wiedzieć. Zamknięty rozdział, choć z ponownie otwartą, krwawiącą raną.
Płacz nie był wyrazem tylko i wyłącznie strachu. Płacz był również wyrazem bólu, ale o tym wiedziała tylko ona.
Unikali się wzajemnie. Aylar i Anders. Ich jedyne zetknięcia następowały na wyraźną prośbę trenera związaną z wykonywaną przez Norweżkę pracą. Bez zająknięcia wykonywała powierzone zadania, nawet te powiązane z Fannemelem. Od pierwszego po krótkiej przerwie spotkania z Severinem miewała trudne chwile. Na przemian była to apatyczna, to nadgorliwa i opryskliwa. Postronny obserwator mógłby podejrzewać, że jest w ciąży. Wielu już się o to pytało, z trenerem na czele. Solennie zapewniała, iż jej stan nie ma nic wspólnego z dzieckiem. Nie przejmowała się, czy ktoś jej wierzy. Podczas pierwszej wolnej chwili po tym pytaniu uciekała do odosobnionego miejsca, w którym dawała upust swoim emocjom, targającym nią w spazmach płaczu.
Tym razem nie było jej dane uciec. Posłusznie stała wśród norweskiej ekipy, udając zainteresowanie odbywającą się właśnie dekoracją. Otuliła się szczelniej szalikiem, głęboko oddychając mroźnym, rosyjskim powietrzem, które choć w niewielkim stopniu było w stanie ukoić jej nerwy. Starała się nie okazywać swoich prawdziwych emocji, ale kolejne już pytanie, czy aby na pewno nie jest w stanie błogosławionym skutecznie utrudniło jej zadanie. Nie rozumiała, dlaczego nikt jej nie wierzy. Tak bardzo pragnęła by porzucili ten temat! Gdyby tylko mogła, uciekłaby stamtąd. Może nawet nie do jakiejś samotni, ale już do Severina. On by ją przytulił. I wyzwał od głupców całą resztę, niszcząc Aylar jeszcze bardziej.
Dekoracja dobiegła końca, medaliści drugich zawodów w Niżnym Targile kierowali się do swoich drużyn. Jednym z nich był Anders, który – ignorując nadbiegające zewsząd gratulacje i próby drażnienia jego ego – podszedł do Aylar. Nie uciekła, czym zdziwienia Fannemel nawet nie krył. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią, jakby szukał odpowiednich słów. Linge również szukała czegoś odpowiedniego. Lecz nie słów, a drogi, którą mogłaby się przedostać do dzisiejszego zwycięzcy. Widziała go, on widział ją. Dlatego nie uciekła. Zacząłby pytać, a to było ostatnie czego potrzebowała. Nie teraz, kiedy jej jedynym pragnieniem była cisza i jego ramiona, chroniące ją przed całym światem.
— Aylar… - zaczął Anders . - Spróbujmy.
Norweżka drgnęła niespokojnie, jej oddech przyśpieszył. Powoli ogarniała ją panika.
— Nie jestem tym, kim byłam.
— Ja też nie - zapewnił z delikatnym uśmiechem. Bolało go, że ktoś pozwolił jej się zmienić, ale jednocześnie wierzył, że w głębi jest tam wciąż jego Aylar. - Więc poznajmy się na nowo. Skoro raz się zaprzyjaźniliśmy, co stoi na przeszkodzie, żeby udało nam się to ponownie?
— Przepraszam, muszę pogratulować zwycięstwa Severinowi – wymamrotała i wyminęła go. Nie obejrzał się za nią. Zdaje się, że nie miał po co.
Udało mi się napisać. W ostatecznym możliwym terminie. Wiem, że może się wydawać nieco... nieskładnie. Ale chyba o to mi chodziło. Aylar ma być nieskładna, sprzeczna. Chyba. Nie wiem, co z następnym rozdziałem. Chcę go napisać do następnej niedzieli (17.04), ale ze mną to różnie bywa. Jedno wiem na pewno - jeśli do miesiąca się tutaj nic nowego nie pojawi, to nie ma najmniejszego sensu, by kiedykolwiek się jeszcze pojawiło. Przerwy pomiędzy rozdziałami miały być maksymalnie dwa tygodnie i od tego momentu chcę się tego trzymać.
Ps. Nienawidzę pisać dialogów.
Ps. Nienawidzę pisać dialogów.
Nie tylko ty nienawidzisz pisać dialogów, ja również. Za to nadrabiasz opisem przeżyć, a to się ceni. Ubranie emocji w słowa nie zalicza się do prostych rzeczy.
OdpowiedzUsuńAylar jest pełna sprzeczności, ale to właśnie w niej uwielbiam.
Życzę weny, Lara :)